Dzisiaj trochę smutniejszy nastrój. Bo jesień.
Gęstość czasu
Coś kapnęło
na nos
Coś kapnęło
na ucho
Coś kapnęło
na powiekę przymkniętą
By nie
widzieć nielicznych spojrzeń padających wprost
Na ciebie
Przytłaczających
cieżarem wyższości
Wszechogarniająca
aura dumy
Gdy kroczą
pewni siebie po rdzawym dywanie
W porze krwawienia
drzew
Gdzieniegdzie
kałuże leżą deptane
Słone łzy
cierpienia
Cichy płacz nieba zszargany
Ty nie
jesteś taki jak oni
Ty oddajesz
cześć każdemu z drzew spływających szarością
I ziemi, ona
cię wychowała
I kamieniom,
po nich stąpasz
I każdej żywej
istocie
Nawet im
Pośród
niezgłębionej dżungli betonu
Stoisz
samotnie
Bez zbędnych
słów
Wśród deszczu mimo rozmazanego tłumu
Taka jest
rzeczywistość
Gdy
wpatrujesz się w bezdenne przestworza
Rozrywane
srebrzystymi smugami metalicznego wiatru
Krople smutku
mącą uczucia
Tęsknotę za
ukochaną osobą
On już nie podejdzie, nie przytuli, nie pocieszy
Czy to już
samotność
Kiedy
czekasz pośród nich na to, co nie przyjdzie
Liczysz na
cud
Stojąc
wytrwale na niekończącej się warcie
Byle tylko
być wiernym
Byle wytrwać
do końca
Byle tylko
go nie zawieść
Może wtedy przyjdzie
Nie, nie,
nie, rozglądasz się
Jego już tu
nie będzie
(Co to jest
samotność?)
Wilgotna
ziemia jedyną towarzyszką
Pod ogromem
bezsensu rzeczywistości
Bo taka jest rzeczywistość
Samotność?
Dopiero
teraz
Zaczyna się
samotność