Rozdział 2: Rewolucja
Aleksander starał się jak najciszej stawiać kroki. Powoli, za to niezauważenie dostał się do drewnianego płotu okalającego szkołę, który i tak był bezużyteczny, gdyż niewiele osób miało ochotę - lub odwagę - zbliżać się do budynku. Jednak Aleksander nie był jedną z takich osób. Zajął ustalone wcześniej miejsce i zerkał co chwilę to za płot, to na Kruka, który stał kilkanaście metrów dalej.
Nie ma co się oszukiwać - był podekscytowany możliwością włamania się do szkoły magii i uwolnienia z niej dawno niewidzianej przyjaciółki. Przyjrzał się najdokładniej, jak się dało zza dziur w płocie, murom budynku. Ostatni raz widział Neirę gdzieś tam, w środku. Był ciekaw, jak bardzo się zmieniła przez ostatnie lata... był ciekaw, czy w ogóle go rozpozna. Uznał jednak, że nie ma sensu się o to zamartwiać, skoro jeszcze nawet nie dotarli do celu. Więc w dalszym ciągu cierpliwie czekał.
Kątem oka zauważył Kruka. Mężczyzna bezszelestnie przemieścił się nieco bliżej niego i dał znak ręką. Chłopak wyjrzał przez płot i po krótkiej chwili sam zdołał usłyszeć, a zaraz potem dostrzec sylwetki biegnące w mroku. Było ich naprawdę sporo. Kruk dał drugi znak i razem z Aleksandrem przeskoczyli przez przeszkodę i jak najszybciej pognali w stronę biegnących ludzi. Kilka osób na nich spojrzało, lecz najwidoczniej uznały, że obaj po prostu się spóźnili. Bez dalszych problemów udało im się wmieszać w tłum, jednocześnie zwalniając, aby pozostać w tyle. W końcu, gdy już tylko cztery osoby biegły za nimi, wszyscy dotarli do wrót budynku. Rozległ się ogromny huk, Aleksander niemalże czuł, jak ziemia zadrżała mu pod stopami. Ktoś najwyraźniej przełamał blokadę drzwi, gdyż te stały teraz otworem. Chwilę później wszyscy znaleźli się w środku.
Teraz dopiero rozpoczęło się zamieszanie. Grupki młodych włamywaczy rozbiegały się na wszystkie strony, robiąc tyle hałasu, ile się dało. Wazony i urny z najprzeróżniejszą zawartością zostały rozbite, odrażające obrazy przedstawiające anatomię ludzkich i zwierzęcych ciał - podarte, a jakiekolwiek inne tkaniny - podpalone... A to był dopiero główny korytarz. Aleksander przemierzał go w pośpiechu, jednocześnie starając się nie zwracać na siebie uwagi. Z początku trzymał się z dala od szalejącego ognia, ale szybko spostrzegł, że pożera on tylko obiekt, na którym został rozniecony. Chłopak mimowolnie zastanowił się, czy płomienie mogą się przenieść na coś, co przez przypadek by ich dotknęło, ale nie odważył się sprawdzić.
Postanowił skupić się na swojej obecnej misji. Rozejrzał się wokół siebie, starając się odnaleźć w całym tym chaosie Kruka. Przy okazji dostrzegł pod swoimi nogami coś, co wyglądało na broń miotaną. Najwyraźniej upuszczoną przez przypadek, bo sprawiała wrażenie jeszcze niezużytej. Podniósł ją i wrócił do szukania przyjaciela. Niebawem spostrzegł ciemny kształt unoszący się nad jednymi z niewielu ocalałych drzwi. Bez wahania pospieszył w tamtym kierunku. Kruk poprowadził go przez szkołę, lecąc tuż przed nim. Im dalej podążali, tym mniej ludzi kręciło się wokół, aż nawet mężczyzna zdecydował się zostać przez chwilę w tyle i zmienić swoją postać na ludzką. W końcu, po przemierzeniu labiryntu drzwi i korytarzy, obaj stanęli przed celem swojej podróży.
*obaj, ale to szczegół. Pozwól, że zapytam, bo nie mam pewności, czy dobrze rozumiem: to wszystko było zaplanowane przez Aleksandra, a chaos spowodowany przez jego ludzi?
OdpowiedzUsuńNie do końca. Wypowiedź z ostatniej części:
Usuń"Coś się szykuje w mieście, to da się wyczuć. Ktokolwiek to organizuje, tak jak my dobrze się ukrywa, ale już niedługo. Zaobserwowałem wyjątkowo niewielki ruch przy wejściu do strefy przeznaczonej dla adeptów szkolonych na kapłanów. Nie mówiłem ci o tym, ale w ciągu ostatniego tygodnia przewijały się tamtędy całe stada młodzików."