niedziela, 3 kwietnia 2016

Głos Kolorów | Wolność #3



Aleksander siedział na okrytym futrem murku, niecierpliwie stukając palcami o siebie. Był całkowicie pochłonięty myślami, a do tego lekko podekscytowany planem, który powstawał w jego głowie. Siedział w zaciszu swojej kryjówki, dobrze ukrytej przed ciekawskimi oczami, a do tego strzeżonej przez kilkudziesięciu ludzi, którym ufał. Choć może ufność to w tej sytuacji za wiele powiedziane – wiedział po prostu, że żaden z nich nie ośmieliłby się go zdradzić, każdy ze swoich powodów.

Przerwał rozmyślania i rozejrzał się po kryjówce. Była to przestronna komnata z jednym otworem wyjściowym oraz mnóstwem krótkich korytarzy i niewielkich pokojów, które się z nią łączyły, nieraz ciągnących się daleko w głąb skały, aż do serca góry. Wszystko to ukryte było wysoko ponad budynkami, z dala od domów mieszkalnych, choć kilka kroków od wyjścia rozciągał się doskonały widok na całe miasto. Nigdzie nie było widać ludzi, choć Aleksander wiedział, że są oni dobrze ukryci w strategicznych miejscach, skąd mogą obserwować życie mieszkańców. Kilku ze swoich szpiegów wysłał do samego centrum,
żeby mogli zbierać jak najwięcej informacji, czy to z plotek, czy nawet z lokalnych legend; tych drugich ostatnio przybywało, Aleksander sam zadbał o to, by  kilka z nich, stworzonych przez niego, krążyło po rynku. Dzięki temu zdobywał niejako władzę nad tym, w co ludzie wierzą i czego się boją, a to potężna władza. Uśmiechnął się pod nosem. Na ulicach tego miasta nie działo się nic, o czym by nie wiedział.

Co innego jednak ulice, co innego zabudowania. Chłopak wiedział doskonale, że jeśli chce z powodzeniem wypełnić swój plan, musi być ostrożny, a jednocześnie stanowczy. Miał przecież zamiar włamać się do szkoły magii, budynku prawdopodobnie najpilniej strzeżonego we wszystkich pięciu okolicznych miastach, a w tym z pewnością. Zabezpieczenia tego miejsca znacznie się zwiększyły, gdy rozleniwiona dotąd ochrona odkryła, że nie wszyscy ludzie unikają magii jak ognia. Stało się to tuż po jego pierwszym włamaniu – oraz śmierci jego siostry…

Potrząsnął głową. Nie, nie zamierzał teraz o niej rozmyślać, choć każde wspomnienie sprawiało, że do jego oczu napływały łzy. Byli ze sobą bardzo blisko, połączyła ich nie tylko bliźniacza więź, ale także odrzucenie spowodowane ich kolorem włosów oraz regularnymi spotkaniami z Neirą, która została okrzyknięta czarownicą. Ale Nefryta nie żyła, a Neira cały czas była zamknięta w szkole magii, jeszcze bardziej odcięta od rówieśników niż przedtem. Aleksander postanowił wziąć się w garść i skupić na wydostaniu dawno niewidzianej przyjaciółki z kryształowego więzienia.
Wstał i przeszedł na drugi koniec komnaty, do wejścia wydrążonego w żółtej skale. Było ono całkowicie niewidoczne z zewnątrz, nawet dla stałych bywalców kryjówki ciężko było odróżnić je od zwykłego kamienia, toteż postanowił tam czekać na jednego ze swoich szpiegów, aby zaoszczędzić trochę czasu potrzebnego na znalezienie wejścia.

Po upływie około pół godziny nareszcie dopatrzył się ciemnej sylwetki ptaka na tle jasnego księżyca. To był on – jedyna osoba, którą mógł tu nazwać przyjacielem. Ptak podleciał już blisko skały i chłopak odwrócił wzrok, gdyż było dla niego jasne, że przyjaciel nie życzy sobie być w tym momencie widziany. Po upływie chwili usłyszał szelest kroków na kamieniu i popatrzył na stojącego przed nim ciemnowłosego i ciemnoskórego mężczyznę o nieprawdopodobnie czarnych oczach – nie tylko źrenicach, ale także białkach. Jego tęczówki były w odcieniu głębokiej czerwieni. Młodszy chłopak zaczął rozmowę.

- Pozbyłeś się kamienia i popiołu?

- Oczywiście, to było ostatnie, co zrobiłem przed przybyciem tutaj - odpowiedział przybysz. - Niestety mamy problem… Dostarczyłem wiadomość, ale wygląda na to, że Neira nie czuje się najlepiej.

Aleksander uniósł brew.

- Jak to?

- Z tego, co widziałem, wygląda na to, że jej umysł jest otępiany silnymi narkotykami, już od długiego czasu. Szczerze mówiąc, gdy ją zobaczyłem, zastanawiałem się, w jaki sposób była w stanie odczytać wiadomość. Do tego wygląda na niewyspaną.

- To może popsuć całe nasze plany… - Oboje weszli do środka kryjówki, do jednego z pokoików niedaleko wyjścia i rozsiedli się wygodnie naprzeciwko siebie, na poduszkach porozmieszcanych regularnie po całej podłodze.

- Wiem, dlatego postanowiłem jak najszybciej ci o tym powiedzieć. Wygląda na to, że musimy zacząć działać już teraz.

- To może być dobry pomysł, ale… Nie wiem, jakoś mnie to nie przekonuje. Jeśli włamiemy się tam teraz, bez przygotowania Neiry do ucieczki…

- Zostaniemy złapani, tak - przerwał mu mężczyzna. - Ale zawsze można będzie uciec. Poza tym, razem z nią była Tarkhentes, prawdopodobnie jako szpieg. Musimy się śpieszyć.

Aleksander był nieco zbity z tropu.

- Em, wybacz, ale… Kim byli ci… Tarkhowie?

Mężczyzna popatrzył na niego z politowaniem.

- Wspominałem o tym już kilka razy… - westchnął. - Wyjątkowo ciężko jest ci zapamiętywać tego typu nazwy, hm? - chłopak kiwnął lekko głową z zażenowaniem - To akurat niedobrze, bo skoro chcesz stąd uciec, przyda ci się jak najwięcej informacji o innych rasach, nie tylko ploteczki ze świata naiwnych mieszkańców średniej wielkości mieściny. Miejmy nadzieję, że twoja przyjaciółka okaże więcej zainteresowania światem zewnętrznym.

Aleksander milczał, choć wydawał się nieco oburzony. To prawda, że miał problemy z zapamiętywaniem dziwnych terminów, ale nie uważał, żeby to była jakaś niespotykana wada. Nie podobało mu się również stwierdzenie, że nie jest zainteresowany tym, co czeka go w najbliższej przyszłości. Czuł się dziwnie w towarzystwie ciemnoskórego przyjaciela – był on chyba jedyną osobą, która potrafiła szybko i z powodzeniem przemówić mu do rozumu i sprawić, by zmienił zdanie, ale też w krótkim czasie go zdenerwować. Mimo to chłopiec darzył go ogromnym szacunkiem i zawsze liczył się z jego zdaniem, nie lekceważył też rad czarnookiego. W końcu to on należał do starej i doświadczonej rasy Kruków, humanoidalnych stworzeń pochodzących z innego wymiaru, którzy potrafili się przemieniać w ptaki i posiadali unikalne zdolności. Za te zdolności właśnie byli poszukiwani i chwytani przez testerów pracujących w specjalnych laboratoriach. „Polowania” te odbywały się z taką intensywnością, że na całej planecie Sorinie pozostało już nie więcej niż pięciuset Kruków na wolności, o reszcie nic nie wiadomo. Nic dziwnego, że ich rasa bardziej niż czegokolwiek pragnęła wydostania się na wolność i uwolnienia swych braci, którzy do tej pory mogli być równie dobrze żywi, jak i martwi.

Kruk spojrzał na towarzysza.

- To, co najistotniejsze w Tarkhentes – Tark-hen-tes, dobrze zapamiętaj tę nazwę – to ich przewrotny, podstępny charakter oraz to, że żyją w parach. Każda para Tarkhentes powstała z innych istot, Ilverae, o których nie będę ci teraz znów powtarzał. Na razie powinieneś wiedzieć tyle, że rozdzielenie Tarkhentes połączonych w pary przez zbyt dużą dzielącą ich odległość powoduje zgon ich obojga w męczarniach. Dlatego zazwyczaj trzymają się oni razem, nie dalej niż w sąsiednim budynku. Z powodu takiego przymusu przywiązania do siebie rasa ta wykształciła naturalną niechęć do innych istot oraz chytrość. Niektóre pary decydują się na życie w przebraniu, na przykład właśnie jak jedna ze służek Neiry, oczywiście dla ich własnych, niepojętych dla nas celów.
Aleksander, który tym razem słuchał uważnie, zmarszczył brwi.

- Zaraz, skoro była w przebraniu, to jak udało ci się ją rozpoznać?

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Nareszcie uważałeś. Widzisz, zarówno Tarkhentes, jak i Ilverae, emitują słabe, aczkolwiek widoczne dla moich oczu światło. Jeśli widzę rozległą, rozproszoną, kolorową aurę wokół człowieka, to ewidentny znak, że nie jest on człowiekiem. Nawiasem mówiąc, twoja przyjaciółka też wysyła światło, choć o wiele silniejsze i ciasno do niej przylegające. Nie wygląda na to, żeby należała do innej rasy niż ty, choć chętnie bym się jej przyjrzał.

- Nie, nie możesz ryzykować ponownego wyjścia tak blisko szkoły. Wreszcie ktoś by cię zauważył.

- Właśnie. Dlatego proponuję krótkie i konkretne rozwiązanie zamiast podchodów, które aktualnie prowadzimy.

Aleksander zamyślił się.

- Jutro wieczorem mieliśmy się z nią skontaktować, ale zamiast tego możemy podać jej jakąś odtrutkę. Jeśli pamiętasz wszystkie objawy, jeden z moich ludzi może się tym zająć.

- Nie tylko pamiętam objawy, ale też na moim ubraniu znajduje się próbka pyłu, który unosił się tam, przed salą. Podejrzewam, że źródła rozpylające zostały rozstawione wzdłuż całego korytarza.

- Świetnie, za chwilę przyślę tu kogoś, kto pobierze próbkę.

Kruk położył rękę na ramieniu chłopaka.

- Jesteś wyjątkowo przedsiębiorczy, jak na nastolatka.

- Żyję tak od dziesięciu lat, to dla mnie nic nowego. - Jego ton głosu zdradzał, że nie chciał kontynuować tematu. - Ale po tym, jak Neira dostanie odtrutkę… Co zamierzasz wtedy zrobić?

Mężczyzna ścisnął jego ramię w geście zrozumienia, po czym wstał.

- Wtedy zaatakujemy wprost.



/Po poprzedniej dłuższej nieobecności - dłuższy post ^^ /

3 komentarze:

  1. Niesamowite, po za tym podziwiam Cię za wymyślanie tych wszystkich nazw. Jedna kwestia mnie zastanawia - jak to możliwe, ze Aleksander żyje tak aż od 10 lat? Wynika z tego, że od szóstego roku życia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat nazwy to najmniejszy problem. Co do Aleksandra, to tak, nauczył się sobie radzić w wieku 6 lat. Coś jest nie tak?

      Usuń
  2. Nie to, że nie tak, po prostu moim błędnym założeniem było, że jego życie tak wygląda od śmierci siostry ;)

    OdpowiedzUsuń

Pisząc komentarz, podpisz się, proszę.