Jakiś czas później Nefryta wraz z bratem stała przed
potężnymi turkusowymi wrotami prowadzącymi wprost do szkoły magii, lub też
szkoły „rozpieszczonych czarnoksiężnikowców”, jak zwykli mawiać okoliczni
mieszkańcy. Była ubrana w długą, błękitną, przetykaną złotem szatę adepta z
mnóstwem bogatych zdobień i kolorowych kamyczków. Została również wyposażona w srebrny
pas w kształcie szczerzącego zatrute kły tułowija, umożliwiający
zidentyfikowanie ucznia oraz amulet, który, jak twierdził Aleksander, miał
służyć do ochrony. Do tej pory dziwiła się, jakim cudem udało im się
niepostrzeżenie napaść dwóch – wyszkolonych! – adeptów o zdolnościach
magicznych, ogłuszyć ich i zostawić nieprzytomnych w rzadko odwiedzanym miejscu,
wcześniej zabierając im pełne stroje do Ceremonii. Może i trochę źle się z tym
czuła, bo czy na pewno nic złego nie mogło spotkać dwójki ukrytych i do tego
oszołomionych młodych magików? Przypomniała sobie jednak, że przecież potrafili
bez gorszych skutków ogłuszać ludzi i robili to, odkąd pamiętała, więc tym
razem też nie powinna mieć wyrzutów sumienia. Szybko się ich pozbyła.
Ta część planu przebiegła bez kłopotów. Ale problemy zaczęły się, gdy Aleksander, ubrany podobnie jak siostra, tylko z pasem rzeźbionym na wzór geparda w locie, spróbował otworzyć drzwi. Nefryta patrzyła, jak przekręca mosiężną gałkę i nagle stało się…
I nic się nie stało. Na wszystkie sposoby próbowali otworzyć nieszczęsne wrota, lecz nic z tego. Dziewczyna zastanawiała się właśnie, czy się nie poddać, gdy nagle usłyszeli odgłos kroków w pobliżu. Tak ich to zaskoczyło, że nie mieli nawet czasu się ukryć. Ich oczom ukazał się niski, prawie ich wzrostu chłopak o jaskraworóżowej szacie i pasie w kształcie spasionej świnki (Nefryta ledwo powstrzymała śmiech), co jednak nie przeszkodziło mu w zadrwieniu z rodzeństwa. Kiedy się odezwał, usłyszeli cienki, władczy głosik.
- O proszę, nowi wszechmocni adepci się znaleźli! Takie duże dzieci, a nawet nie mogą sobie same drzwiczek otworzyć? – ton oraz styl wypowiedzi pozwolił Nefrycie stwierdzić, że uczeń ma nie więcej niż piętnaście lat. Nagle zapałała do niego niewyjaśnioną nienawiścią. – Tiu, tiu, maleństwa! Pokażę wam, jak to zrobić, tylko się przesuńcie dla bardziej doświadczonego… Tyle chyba potraficie…
Wiedz, że gdybyś nie był nam potrzebny do otwarcia tej bramy, to już byś leżał nieprzytomny na ziemi, pomyślała dziewczynka.
- Chociaż wy akurat wyglądacie mi bardziej na tych z ulicy. Takich, co to przez całe dnie się biją o jedzenie i potrafią położyć człowieka na ziemię w kilka sekund.
Tym razem trafiłeś. Chcesz się przekonać sam?
- No dobra, chcecie tam wejść czy dalej będziecie tak sterczeć? Może chociaż coś powiecie? Nie?... No to nie, maluchy. Jak człowiek raz chce dobrze, to się wypinają na niego. Patrzcie, koty, i się uczcie!
Wyjął swój amulet i zaczął nim wymachiwać przed bramą. Wydawało się, że bez skutku, ale nie poprzestał na tym. Przedstawił się wrotom, jakkolwiek dziwnie by to dla Nefryty nie zabrzmiało.
Ta część planu przebiegła bez kłopotów. Ale problemy zaczęły się, gdy Aleksander, ubrany podobnie jak siostra, tylko z pasem rzeźbionym na wzór geparda w locie, spróbował otworzyć drzwi. Nefryta patrzyła, jak przekręca mosiężną gałkę i nagle stało się…
I nic się nie stało. Na wszystkie sposoby próbowali otworzyć nieszczęsne wrota, lecz nic z tego. Dziewczyna zastanawiała się właśnie, czy się nie poddać, gdy nagle usłyszeli odgłos kroków w pobliżu. Tak ich to zaskoczyło, że nie mieli nawet czasu się ukryć. Ich oczom ukazał się niski, prawie ich wzrostu chłopak o jaskraworóżowej szacie i pasie w kształcie spasionej świnki (Nefryta ledwo powstrzymała śmiech), co jednak nie przeszkodziło mu w zadrwieniu z rodzeństwa. Kiedy się odezwał, usłyszeli cienki, władczy głosik.
- O proszę, nowi wszechmocni adepci się znaleźli! Takie duże dzieci, a nawet nie mogą sobie same drzwiczek otworzyć? – ton oraz styl wypowiedzi pozwolił Nefrycie stwierdzić, że uczeń ma nie więcej niż piętnaście lat. Nagle zapałała do niego niewyjaśnioną nienawiścią. – Tiu, tiu, maleństwa! Pokażę wam, jak to zrobić, tylko się przesuńcie dla bardziej doświadczonego… Tyle chyba potraficie…
Wiedz, że gdybyś nie był nam potrzebny do otwarcia tej bramy, to już byś leżał nieprzytomny na ziemi, pomyślała dziewczynka.
- Chociaż wy akurat wyglądacie mi bardziej na tych z ulicy. Takich, co to przez całe dnie się biją o jedzenie i potrafią położyć człowieka na ziemię w kilka sekund.
Tym razem trafiłeś. Chcesz się przekonać sam?
- No dobra, chcecie tam wejść czy dalej będziecie tak sterczeć? Może chociaż coś powiecie? Nie?... No to nie, maluchy. Jak człowiek raz chce dobrze, to się wypinają na niego. Patrzcie, koty, i się uczcie!
Wyjął swój amulet i zaczął nim wymachiwać przed bramą. Wydawało się, że bez skutku, ale nie poprzestał na tym. Przedstawił się wrotom, jakkolwiek dziwnie by to dla Nefryty nie zabrzmiało.
- Kilaka, tu zwany Mazgajeł, adept drugiego stopnia. –
Drugiego stopnia? Takie coś? Jak?... Rudowłosa nie mogła się nadziwić. W każdym
razie jego przydomek mówił sam za siebie.
- Dalej, gamonie, macie zrobić to samo. Wy jesteście „żółtodzioby”. Co widać zresztą.
- Dalej, gamonie, macie zrobić to samo. Wy jesteście „żółtodzioby”. Co widać zresztą.
Rodzeństwo powtórzyło rytuał używając swoich fałszywych, specjalnie przystosowanych do amuletów imion. Na szczęście system dał się oszukać i po chwili wrota zalało dziwne, oślepiające światło. Cała trójka w nie wkroczyła. Bez możliwości odwrotu.
Niezłe. Szybko i przyjemnie się czyta, dobry styl. Tylko fragment o zdobionym pasie Nefryty - pewniee to chochlik, ale "tułowije" razi, bo stwierdzam, że masz na myśli "tułów", a nie jakiś nowy gatunek zwierzęcia, który szczerzy kły (skojarzyło mi się właściwie z ptakiem, ale one raczej kłów nie mają :D).
OdpowiedzUsuńI tu niespodzianka, bo to akurat ma być zwierzę ;) O tułowijach będzie więcej później.
UsuńO! To zaskoczenie, nie mogę się doczekać ;)
OdpowiedzUsuń