Nefryta stała spokojnie na środku placu. Wiatr lekko muskał
jej gęste, jaskraworude włosy. Być może gdyby ich kolor był nieco ciemniejszy,
tak jak u reszty rodziny, inne dzieci nie poniżałyby jej i mogłaby się z nimi
bawić. Odkąd pamiętała, była nielubianą i nieciekawą postacią w życiu
otaczających ją ludzi. Była w stanie to zauważyć pomimo tak młodego wieku tylko
i wyłącznie dlatego, że posiadała fascynującą umiejętność skradania się i
podsłuchiwania rozmów dorosłych. Oni nigdy nie zwracają na nas uwagi,
przemknęło jej przez myśl. To ich błąd.
Jednak wiedziała doskonale, że to nie jej wygląd sprawia, że została odrzucona przez większość społeczeństwa. Przyczyną wszystkich konfliktów z rodziną oraz rówieśnikami była znajomość z pewną tajemniczą, fioletowooką dziewczynką, zbyt poważną jak na siedem lat. Nikt oprócz zaledwie o dwa lata starszej Nefryty i jej brata bliźniaka o imieniu Aleksander nie chciał jej nawet znać. „Ta przeklęta czarownica”, mawiali ludzie z sąsiedztwa. Rodzeństwo nigdy nie mogło zrozumieć, dlaczego rodzice zabraniają im się spotykać z koleżanką, a jako że nikt nie kwapił się, by to wyjaśnić, notorycznie łamali zakaz i bawili się we trójkę.
I oto tu jestem, pomyślała Nefryta. Skończyła w myślach odliczanie i otworzyła piękne, zielone oczy, od koloru których wzięło się jej imię. W tej chwili zaczęła się ta trudniejsza część zabawy i musiała się skupić, zamiast rozmyślać o swoim życiu.
- Szuuukaaaaaam! – ryknęła najgłośniej, jak tylko potrafiła. Na tym starym placu budowy pałacu, którego nigdy nie dokończono, nie przebywał nikt inny oprócz trójki małych dzieci, więc mogła zdzierać płuca do woli. Teraz musiała odnaleźć pięć części jej garderoby oraz w końcu pozostałą dwójkę, aby wygrać. Okazało się to aż zbyt łatwe. Nie minęło pięć minut, jak znalazła trampka pod krzaczkiem różowiutkich o tej porze roku malin, naszyjnik zawieszony na niedziałającej od dawna dźwigni oraz bransoletkę za kołem starego urządzenia w jakimś stopniu przypominającego wóz, w każdym razie o niewiadomym celu istnienia. Podczas prób odszukania bluzy zauważyła jakiś ruch w stogu siana. Szybko wyciągnęła stamtąd Aleksandra, który nie zdążył lub nie chciał uciec. Czyżby chcieli dać jej fory?
- Wygląda na to, że mnie znalazłaś – uśmiechnął się kwaśno. – Nawiasem mówiąc, ciekawe, po co komu siano na budowie.
Jednak wiedziała doskonale, że to nie jej wygląd sprawia, że została odrzucona przez większość społeczeństwa. Przyczyną wszystkich konfliktów z rodziną oraz rówieśnikami była znajomość z pewną tajemniczą, fioletowooką dziewczynką, zbyt poważną jak na siedem lat. Nikt oprócz zaledwie o dwa lata starszej Nefryty i jej brata bliźniaka o imieniu Aleksander nie chciał jej nawet znać. „Ta przeklęta czarownica”, mawiali ludzie z sąsiedztwa. Rodzeństwo nigdy nie mogło zrozumieć, dlaczego rodzice zabraniają im się spotykać z koleżanką, a jako że nikt nie kwapił się, by to wyjaśnić, notorycznie łamali zakaz i bawili się we trójkę.
I oto tu jestem, pomyślała Nefryta. Skończyła w myślach odliczanie i otworzyła piękne, zielone oczy, od koloru których wzięło się jej imię. W tej chwili zaczęła się ta trudniejsza część zabawy i musiała się skupić, zamiast rozmyślać o swoim życiu.
- Szuuukaaaaaam! – ryknęła najgłośniej, jak tylko potrafiła. Na tym starym placu budowy pałacu, którego nigdy nie dokończono, nie przebywał nikt inny oprócz trójki małych dzieci, więc mogła zdzierać płuca do woli. Teraz musiała odnaleźć pięć części jej garderoby oraz w końcu pozostałą dwójkę, aby wygrać. Okazało się to aż zbyt łatwe. Nie minęło pięć minut, jak znalazła trampka pod krzaczkiem różowiutkich o tej porze roku malin, naszyjnik zawieszony na niedziałającej od dawna dźwigni oraz bransoletkę za kołem starego urządzenia w jakimś stopniu przypominającego wóz, w każdym razie o niewiadomym celu istnienia. Podczas prób odszukania bluzy zauważyła jakiś ruch w stogu siana. Szybko wyciągnęła stamtąd Aleksandra, który nie zdążył lub nie chciał uciec. Czyżby chcieli dać jej fory?
- Wygląda na to, że mnie znalazłaś – uśmiechnął się kwaśno. – Nawiasem mówiąc, ciekawe, po co komu siano na budowie.
- Faktycznie, nie zwróciłam na to uwagi – przyznała.
- No dobrze, teraz chyba powinienem ci trochę pomóc. Co do
drugiego buta – popatrzył z rozbawieniem na półbosą siostrę – to schowaliśmy go
w pobliżu…
- Tego buta? – Nefryta drgnęła na dźwięk lekko drwiącego głosu. Szybko się odwróciła i zobaczyła dobrze zbudowanego mężczyznę o ciemnobrązowych włosach i złotej skórze. Rozpoznała Heesa, ojca Neiry. W dłoni trzymał jej trampka.
- Tego buta? – Nefryta drgnęła na dźwięk lekko drwiącego głosu. Szybko się odwróciła i zobaczyła dobrze zbudowanego mężczyznę o ciemnobrązowych włosach i złotej skórze. Rozpoznała Heesa, ojca Neiry. W dłoni trzymał jej trampka.
- Tak, dziękuję – mruknęła nieco zmieszana i przyjęła swoją
własność.
- Następnym razem nie wieszajcie go za sznurówki. Zbyt łatwo
się rozwiązują. Gdzie Neira?
- Tutaj – mruknęła bez zadowolenia ciemnowłosa dziewczynka
nazwana Neirą, wyłaniając się z cienia pod murem. Ruda mogłaby przysiąc, że
wcześniej jej tam nie było. Przecież przechodziła tuż obok! Czyżby jej
koleżanka osiągnęła już tak doskonały poziom zdolności skradania, mimo że
dopiero zaczynała się od niej tego uczyć?
- Idziemy. – Mężczyzna najwyraźniej nie lubił marnować słów.
- Oczywiście, ojcze.
Nefrytę po raz kolejny uderzył sposób zwracania się koleżanki do taty. Zawsze taki oficjalny. Jednak nie miała zamiaru zostać i czekać. Postanowiła zapytać oddalających się.
Nefrytę po raz kolejny uderzył sposób zwracania się koleżanki do taty. Zawsze taki oficjalny. Jednak nie miała zamiaru zostać i czekać. Postanowiła zapytać oddalających się.
- Czy mogę z wami iść?
- Niestety, nie. To… zbyt niebezpieczne. – Tata Neiry
wypowiedział te słowa tonem tak nieznoszącym sprzeciwu, że zielonooka o nic nie
pytając powróciła do brata.
- I co teraz? – wymruczała z żalem.
- Chyba nie myślisz, że tak po prostu odpuszczę? Zawsze
chciałem zobaczyć Ceremonię. – Nefrycie nie spodobał się ten uśmiech
Aleksandra. Przerażał ją, ale za nic nie pozwoliłaby mu pójść samemu.
- No dobra, idę z tobą. Ale tylko zakradniemy się tam, w
bezpiecznej odległości, a potem sobie pójdziemy.
- Świetnie. Mam już pomysł… – zaczął szeptać jej na ucho
swój plan. Musiała przyznać, że był niezły. Przede wszystkim nie dopuszczał, że
zostaną rozpoznani i wyrzuceni z Ceremonii. Po chwili odprężyła się i zaczęła
myśleć pozytywnie. Wydawało się, że wszystko potoczy się gładko. Bo co mogło
pójść nie tak?
Niedługo miała się o tym przekonać.
Niedługo miała się o tym przekonać.
/A oto i pierwsza notka! Wszystko dopiero się rozkręca.../
no i fajnie. a teraz wysilamy kreatywność i dorzucamy kolejną część :)
OdpowiedzUsuńKolejna część będzie, jak będę miała dobry humor ;) Teraz na przykład :)
UsuńI to ja rozumiem!
Usuńfajne
OdpowiedzUsuńCo konkretnie ci się podoba? Jeśli powiesz mi, co według ciebie jest świetne i nie trzeba tego nijak zmieniać, a co kompletnie do poprawy, będę w stanie pisać lepiej ;)
Usuń